wtorek, 5 marca 2013

no więc co tu kochać???

Tak narzekam i narzekam, ciskam się na obiegowe opinie na temat usług wedding plannerskich, a nic jeszcze nie wspomniałam o tym co fajne,
a właściwie najfajniejsze w tym wszystkim:)
Opowiem Wam historię o tym, jak to się zaczyna i jak kończy...
Na początek kilka pytań, próśb, wymagań...
"Witam, przyprowadziłem tutaj moją narzeczoną, żeby wytłumaczyła jej pani, że nie da się zrobić tego ślubu na szczycie gór, tak jak sobie wymarzyła, proszę jej uzmysłowić, że to nierealne..."
"Mamy problem, mamy 3 miesiące do ślubu, 480 osób na liście, lokal na 160, zamówione dwa zespoły i w sumie tyle, da radę coś z tym zrobić do września, aha i jeszcze ten lokal on jest taki grecko nijaki, niby pałacowa elegancja, czy możemy z niego zrobić coś nowoczesnego, minimalistycznego z klasą???"
"Bardzo chcielibyśmy, żeby nasze przyjęcie odbyło się w miejscu, które będzie zarazem bardzo minimalistyczne i surowe, związane ze sztuką,
a jednocześnie z klimatem, duszą, romantyczne i eleganckie, bo tak widzi to moja narzeczona. Jakby połączenie czegoś postindustrialnego z dworkiem za miastem, ale jednocześnie, co ważne na tyle neutralne, żeby wszyscy nasi goście czuli się w nim dobrze, bo to bardzo ważne, to cztery odrębne grupy: bardzo tradycyjna polska rodzina, bardzo tradycyjna wietnamska rodzina, spora grupa artystów i po prostu studenci, znajdzie pani coś takiego?"
Nie mówię, że to nierealne, zawsze da radę coś zrobić, dlatego szukam kompromisów! 
I zaczynam pracę, doradzam, odradzam, pokazuje rozwiązania dobre i złe, nawet jak muszę je wyrysować na kartce, liczę, co się opłaca, a co nie. Zajadam, degustuję, potem muszę to wybiegać:), słucham, nawet chodzę na koncerty, sprawdzam i obserwuję, a co najważniejsze z każdym spotkaniem poznaję moich klientów i ich preferencję coraz lepiej. Za chwilę już wiem, co dla nich jest odpowiednie i raczej rzadko się w tej kwestii mylę, napiszę nieśmiało:) Dopinam, spinam i jest! Ten długo wyczekiwany dzień. Pobudka 4-5 rano i cały dzień emocji, adrenaliny, bo tu nie ma miejsca na duble, jest tylko jedna szansa, żeby zrobić to dobrze, najlepiej.
Wszyscy wiedzą co robić, kilka kwestii do sprawdzenia, kilka do powtórzenia
i już biegiem do kościoła, urzędu lub w plener... Są już!, ok! zaczynamy grać, tren, bukiet, obrączki... Mamy to, wychodzą!, płatki!, życzenia odbiór prezentów, podjeżdża samochód, odjechali...
Już wszyscy są, mogą podjeżdżać, wchodzą! muzyka!, drink, kilka słów na dobry początek, obiad wychodzi, wjeżdża tort, czas na zabawę i może jakaś atrakcja, a po wszystkim o 5-6 rano, a nawet i o 11.00 następnego dnia... "wielkie dzięki, dobra robota, świetnie się bawiliśmy, napisz do nas jakiegoś maila od czasu do czasu, żeby nie było nam smutno, że to już koniec:("
Naprawdę nawet nie ma czasu zastanowić się, czy to co robię ma sens...
To jest sensem:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz